Gdy podchodziła do zimnego okna, brałam ją za rękę i odciągałam.
Podnosiłam spadające z jej ramion ciepłe okrycie.
Żanna lubiła bawić się ze mną, lecz nigdy nie pieściła mnie.
Dawała mi smaczne karmelki, biszkopty i owoce.
Moje małe serduszko żądało czegoś innego.
Marzyłam o tej chwili, gdy Żanna weźmie mnie na ręce, przytuli i pogłaska po główce. Potrzebuję pieszczoty. Jestem przecież dzieckiem jeszcze. Mała sierotka, bez tatusia i mamusi, bez miłej, dobrej Zo-Zo.
Żanna nie rozumiała tego.
Wczoraj, gdy czułam się bardzo samotną i smutną, objęłam malutką przyjaciółkę swoją. Chciałam pocałować ją w policzek.
Żanna zerwała się z krzesełka i krzyknęła:
— Idź precz, wstrętna małpo! Jak śmiesz dotykać mojej twarzy?!
Schwyciła mnie za ucho i zaczęła bić po pyszczku.
A więc tak? Ja dałam radość i zdrowie Żannie, a ona bije mnie po rączkach i pyszczku…
O, Żanna jest bardzo, bardzo niedobra!
Strach mnie ogarnął. Patrzyłam w jej niebieskie oczy, które stały się złe.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.