mnie wiozła i wybijała swoje natrętne: Ta-tata, ta-tata!
Ech! Lepiej zjeść to rumiane jabłuszko…
Wyborne było! Słodkie i pełne ożywczego soku. Znakomicie ugasiło pragnienie.
Uh! Uh! Uh! Co się tam poruszyło za kupą jabłek?
Ukryłam się, lecz nie spuszczałam z oka przeciwległego kąta.
Wkrótce ujrzałam powichrzoną, jasną czuprynę. Po chwili wyjrzała wylękła twarz chłopczyka.
Jak to dobrze — mam towarzysza! Może nawet zaprzyjaźnimy się?
— Ah! Ah! Ah! — zawołałam radośnie i rzuciłam mu jabłko.
Chłopak wydał okrzyk przerażenia i schował się.
Poszłam do niego z wyciągniętą ręką.
Siedział za kupą jabłek. W oczach jego miotał się strach.
— Przepraszam… litości! — szeptał i pochylił głowę.
Czyżby myślał, że chcę go uderzyć?
Patrzyłam na niego zdumiona.
Podniósł głowę i spojrzał na mnie. W dużych, niebieskich oczach migotały łzy i radość.
— Małpka? — szepnął. — Mała, śliczna małpka w ubranku?
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.