sztuk… Ja daję przedstawienia, a Józef bije w bęben. Jeżeli widzowie nie rzucą do jego kapelusza żadnej monety, Józef bije mnie.
— O-o-o-o! zawołałam.
— Tak! Tak! — rzekł chłopczyk, zdumionym wzrokiem patrząc na mnie. — Bije mnie! Mówi: „Ty, Pawle, nie umiesz zabawiać szanownej publiczności!“ I znowu bije…
Pawełek westchnął i dłonią otarł łzy z oczu.
— Józef teraz zachorował… Leży w małej wiosce i jęczy… Kazał mi iść do miasta i kupić mu lekarstwo… Pieniędzy mi nie dał. Powiedział, żebym żebrał. Za uzbierane grosze musiałem kupić leków. Zrobiłem, jak kazał. Lekarstwo kupiłem. Teraz wracam… Wlazłem do tego towarowego wagonu… Boję się, że konduktor wykryje mnie. Będzie bił i wyrzuci…
Słuchając Pawełka, płakałam i coraz mocniej tuliłam się do niego.
— Małpeczko! — szepnął. — Pójdziemy razem do Józefa! Nauczę ciebie sztuk. Będziemy zarabiali dużo pieniędzy. Józef wtedy nie będzie mnie bił…
— Ah! Ah! Ah! — zarechotałam ucieszona.
Odrazu pokochałam tego bladego, cichego chłopczyka. Nie chciałam się rozstawać z nim.
Widocznie zrozumiał mnie. Schwycił i ucałował w sam pyszczek.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.