Poznałam Józefa.
Był to siwy człowiek, o czerwonej twarzy. Kulał i z trudem chodził o kiju.
Józef ma gruby i sękaty kij. Czyżby tym kijem bił Pawełka?!
Zresztą Józef nie wydał mi się złym. Jest zawsze smutny i milczący.
Idąc, ciągle rusza wargami. Jakgdyby coś żuł bez przerwy.
Bardzo ucieszył się z lekarstwa, a jeszcze więcej z powodu mego przybycia.
Nazajutrz już mógł chodzić zupełnie dobrze.
— Pawełku, — rzekł cicho, — nie mamy pieniędzy. Musimy dać przedstawienie.
— Dobrze! — odparł potulny chłopak. — Zaraz będę dzwonił i bił w bęben.
Wziął coś dużego i okrągłego. Zaczął walić krótkim patykiem z gałką na końcu. Sam Józef dzwonił.
Zo-Zo dzwoniła, wołając na służącą. Zegar też dzwonił. Ja znam dzwonek. Nie wiedziałam tylko, że bywają takie duże, jaki ma Józef.
Ze wszystkich stron zbiegali się ludzie.
Staliśmy na placu, pośrodku osady.
— Ukryj małpkę pod płachtę, a później pokaż publiczności. Będzie to wspaniały numer! — rzekł Józef do Pawełka.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.
Dzień pierwszego występu.