Ta strona została uwierzytelniona.
Włożywszy papierek do koperty, biegłam i oddawałam publiczności. Wymachiwałam kapelusikiem i pogwizdywałam wesoło.
Cyrk trząsł się od oklasków, krzyków i śmiechu.
Dostałam dużo cukierków, pomarańcz, gruszek i jabłek.
Józef nie posiadał się z radości.
Dyrektor cyrku głaskał mnie i chwalił.
Jedna z artystek pocałowała mnie w czoło.
Kilka dni występowałam w cyrku. Był ciągle przepełniony tłumami widzów.
Za każdym razem wzrokiem szukałam Zo-Zo.
Jakie byłoby to szczęście, gdyby przyszła do cyrku!
— Wiesz, małpeczko, — mówił do mnie Pawełek, — nazywają ciebie na afiszach „drugim Morycem!“ Ho, ho! To nie żarty!
Nie znałam słowa „afisz“ i nigdy nie słyszałam nic o „Morycu“.
Zdawało mi się jednak, że jedno i drugie jest dobre…