Skakało z gałęzi na gałąź, czepiając się zwisających lian, krzyczało i gwizdało.
Nie wiem, czem skończyłaby się ta gonitwa, gdyby nie tatuś.
Zatrzymał się nagle, skrzyknął innych obrońców i zawołał:
— Musimy się bronić… Dalej biec nie możemy… Zbliżamy się do skraju lasu. Już widzę rzekę…
Wszyscy stanęli. Dorosłe szympanse-samcy wysunęły się na czoło. Groźnie mruczały i biły się w piersi. Oczy połyskiwały im wściekle. Tatuś i ogromny Kyr szczerzyli ostre kły.
— Cóż-to nie poznaliście mnie? — rozległ się wesoły głos. — Jestem Ori-Ori…
— Stój! — odparł tatuś. — Zatrzymaj się w oddali i mów.
— Cha, cha, cha! — śmiało się coś, ścigające nas. — Powiadam, jestem Ori-Ori, syn sędziwego U-Ha i dobrej Fo…
Wszyscy milczeli. Znowu odezwał się tatuś:
— Ori-Ori w młodości został schwytany… Czarni ludzie porwali go…
— Powracam z niewoli, cha! cha! — odpowiedział Ori-Ori, przeskakując na wystającą gałąź. — Sprzedano mnie kataryniarzowi!
— Co to jest — kataryniarz? — rozległy się zdumione głosy.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.