Schwycił mnie jednak.
Podniósł za rękę i kijem uderzył po grzbiecie.
Poczułam, jak nagle osłabły i znieruchomiały me nogi.
Upadłam jak nieżywa. Długo jęczałam żałośnie.
Pawełek porwał mnie i wybiegł z domu.
Płakaliśmy długo i beznadziejnie.
Życie nasze jest okropne!…
Chodzimy znów po wsiach i po podwórkach domów miejskich.
Ludzie rzadko rzucają nam pieniądze.
Występuje tylko Pawełek. Ja nie mogę. Jestem chora.
Siedzę z podwiniętemi nóżkami.
Bolą mnie i drżą. Nie mam nawet sił, aby stanąć.
Ciągle siedzę i kiwam się smutnie.
O niczem nie myślę. Zrzadka piszę na skrawkach brudnego papieru.
W zanadrzu kurteczki zazdrośnie przechowuję swój pamiętnik.
Nie gniewam się na Józefa… Jest on bardzo nieszczęśliwy. Żałuje swego postępku.
Unika mego wzroku.