Żywię się chlebem i kartoflami.
Sława i powodzenie są zdradliwe i nietrwałe. Dziś są, jutro ich niema.
„Wielka artystka“, „drugi Moryc“ i — surowe, zgniłe ziemniaki!
Jakie to dziwne!
Józef już nigdy nie wspomina o aucie, rowerze i wrotkach dla mnie.
Dlaczego?
Może dlatego, że coraz częściej potrząsa głową i mówi o mnie:
— Biedna kaleka!
Słysząc to słowo, czuję ból i smutek w sercu…
To jakieś straszne słowo.
Od bitwy z Józefem minęło dużo czasu.
Już chodzę, chociaż nogi uginają się i prędko się męczą.
Występuję razem z Pawełkiem. Prawda, że nie fikam już koziołków i nie mogę nawet marzyć o saltomortale.
Na rękach jednak chodzę. Gram na trąbce i biję w bęben. Pykam poza tem fajeczką i piszę listy.
Ten numer ma największe i niezmienne powodzenie u publiczności.