Nogi jeszcze mnie bolą i drżą przy każdem stąpnięciu.
A jednak mam powodzenie.
Dlaczego — nie rozumiem!
Często po przedstawieniu wołają nas do wspaniałych pokoi bogaci ludzie, mieszkający w tych domach.
Wystrojone dzieci, piękne panie i poważni panowie siadają dokoła na krzesłach.
My z Pawełkiem na kobiercu pokazujemy swoje sztuczki.
Płacą nam za to. Dają cukierki, pomarańcze.
Jednego razu dostałam nawet banan. Bardzo byłam szczęśliwa!
Połowę banana oddałam Pawełkowi.
Zauważyłam, że bogate dzieci bywają różne.
Jedne — dobre. Głaskały mnie, pieściły i dawały smaczne rzeczy.
Mówiły cienkiemi głosikami:
— Mała, biedna małpeczka!
Inne były niedobre.
Starały się skubnąć mnie, uszczypnąć lub dać szczutka…
Ofiarując mi przysmaki, drażniły, udając, że chcą odebrać mi jabłko lub cukierek. Pokazywały mi język i robiły brzydkie miny.
Gdyby one wiedziały, jak mnie to smuci!
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.