Zdaje mi się, że te biedne dzieci czują to, co ja.
Smutek w sercu. Smutek, który nigdy nie ustępuje.
Dzieci z podziemi bogatych domów czasami wybiegają do mnie. Głaszczą mnie, całują, szepcą słowa pieszczotliwe.
Niektóre wpychają mi do kieszonki kawałek cukru lub chleba…
Żadne z nich nie obraziło mnie.
Krzywdzone, nie chcą krzywdzić małej małpki…
Dobre, miłe dzieci… Dzieci, wyglądające z małych, brudnych okienek, ledwie podnoszących się nad ziemią…
Józef nie może już podnieść się z łóżka.
Jęczy i płacze… Żal mi go! Biedny Józef!
Dziś posłał Pawełka do miasta.
Chłopak powrócił zapłakany. Za nim wszedł człowiek, który miał błyszczące guziki i twarz bez włosów.
Położył przed Józefem paczkę pieniędzy i rzekł:
— Mój pan kupuje małpkę. Proszę mi ją oddać.
Pawełek schwycił mnie w objęcia i łkał na głos.