— Jak się to robi? — spytała siostrzyczka.
— Zapalimy ogień i będziemy skakali przez płomienie!
— Bardzo będzie wesoło! — klasnęła w dłonie dziewczynka.
Chłopczyk przyniósł butelkę z jakąś wodą i dużo, dużo papieru.
Wylał na papier całą wodę z butelki.
Po chwili w ręku chłopaka błysnęła zapałka.
Coś huknęło, aż okna zadrżały.
Buchnął płomień. Szybko biegł po pokoju. Już zaczęła się palić serweta, leżąca na stole i krzesełko. Ogień rozchodził się na wszystkie strony.
Dzieci krzyczały i miotały się. Nie mogły ani ukryć się, ani wybiec z pokoju.
Pomiędzy niemi i drzwiami szalał płomień i machał czerwonemi płachtami.
Zrobiło się gorąco. Trochę więcej, niż w dżungli w południe.
Trzeba było myśleć o ucieczce.
Ale cóż będzie z dziećmi? Przedewszystkiem musiałam je ratować.
Przeskoczyłam z krzesełka na fortepian.
Złapałam dziewczynkę za włosy i ciągnęłam do siebie.
Wgramoliła się, blada i drżąca.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.