Może dlatego, że ujrzałam korę dżungli.
A może?..
Tak! Tak! Dlatego, że Zo-Zo grała na skrzypcach, rzewnie i słodko.
Usłyszałam głos Zo-Zo. Mówiła w pokoju To.
Pobiegłam do niej.
Być może, wołała na mnie? Może jestem potrzebna jej?
Weszłam i zdumiałam się.
W pokoju nie było nikogo.
Zo-Zo rozmawiała sama z sobą.
To zabawne i niezrozumiałe!
Przyciskała do ucha czarną trąbkę i mówiła.
Zakradłam się cicho. Bez szmeru wskoczyłam na krzesełko.
Uważnie słuchałam i przyglądałam się.
— O-o-o-o! — zarechotałam cichutko, bo nie rozumiałam, dlaczego Zo-Zo rozmawia. Przecież w pokoju niema nikogo?
Zo-Zo zrozumiała moje zdziwienie.
Wzięła mnie na ręce, przycisnęła do ucha trąbkę.
Posłyszałam głos. Poznałam go nawet. Mówiła miła pani, do której służąca miała mnie zanieść. Wtedy, gdy w drodze do niej porwał mnie rudy Wróbel…