— O-o-o-o! — zawołałam głośno.
Zo-Zo posadziła mnie na krzesełku. Rozmawiała dalej.
Zaczęłam się kiwać i myśleć uporczywie.
Jak to mogło się stać? Miła pani jest duża.
Teraz siedzi w małej czarnej trąbce i mówi.
Czuje się, z pewnością, dobrze. Myślę, że — tak, bo śmieje się wesoło…
— O! — krzyknęłam najgrubszym głosem.
Podniosłam przytem obie ręce do góry.
Oznaczało to najwyższe zdumienie.
Taki ruch robiły szympanse, słuchając opowiadania Ngu-Ngu o jego życiu w klatce.
Tak samo rechotała i podnosiła ręce mamusia.
Robiła to wtedy, gdy gadatliwa Hara-Ua trajkotała o swoich przygodach.
Zajrzałam do trąbki. Z jednego końca. Później z drugiego. Wewnątrz ciemno. Nic nie widać.
A miła pani wciąż mówiła.
Chwilami bardzo głośno, to znów cicho.
Ledwie słyszałam jej głos. Był niby brzęczenie muchy.
Jakie to wszystko niezwykłe i zagadkowe!
Tego chyba nigdy nie widział nawet Ori-Ori?
Zo-Zo śmiała się, patrząc na mnie.
Postanowiłam zbadać sprawę.
Gdy Zo-Zo wyszła, porwałam trąbkę.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.