Dopiero przed samym domem muchy przerwały pościg.
Wbiegłyśmy do pokoju. Wszyscy porwali się z miejsc.
— Boże! — wołały Zo-Zo i miła pani. — Do czego jesteście podobne?
— To je pogryzły pszczoły. Janeczka i „Kaśka“ musiały zajrzeć do ula, — rzekł To.
— A tak! — zawołała miła pani. — Mamy w ogrodzie pasiekę.
Rozpoczęło się ratowanie nas. Obmyto nam twarze, ręce i nogi. Wyciągnięto żądła much. Robiono okłady z ziemi. Smarowano czemś białem. Obwiązano płachtami.
Mogłam patrzeć tylko jednem okiem.
Zbliżyłam się do lustra.
Nie poznałam siebie! Byłam opuchnięta i czerwona, zupełnie czerwona.
Cóż nas pogryzło tak straszliwie: pszczoły, ul czy pasieka?
Ho! Ho! To dopiero złe muchy.
Trzy dni byłam niezdrowa.
Trzęsło mnie. Czułam ogień w głowie, rękach i w pięcie. Nie mogłam jeść. Zato piłam bez przewy.
Ale wszystko już minęło.