Chociaż Ori-Ori kiwnął głową, jednak nie pozbył się ubrania. Ukrył je w dziupli suchego baobabu.
Skończywszy z tem, zmrużył jedno oko, skrzywił twarz i gwizdnął przeraźliwie.
Odpowiedziały mu krzykiem zielone i szare papugi. Nadleciały mieniące się w słońcu szafirowe drozdy. Chciały się dowiedzieć, kto tak pięknie gwizdnął.
Umiem już chodzić na rękach, zadarłszy nogi do góry. To bardzo zabawne!
Idąc na rękach, zbliżyłam się dziś do chatki Ki-Ki. Ta wyjrzała z gniazda i w strachu podskoczyła. Tak huknęła głową w strzechę, że przebiła gałęzie.
Długo wyciągaliśmy Ki-Ki. Sama nie mogła się wygramolić.
Umiem też fikać koziołki i huśtać się na wiszących pędach lian.
Wesoła to zabawa! Aż serce bić przestaje i tchu złapać nie mogę!
Zato, rozbujawszy się dobrze, mogę przerzucić się z drzewa na drzewo.
Lecę wtedy, jak ptak.
— Poco uczysz tego małą Ket? — spytała „wujka“ mamusia.
— Niech się uczy! — odparł. — W życiu wszystko się może przydać…
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.