Jest ono blade i słabe w mieście…
Słabe, jak ja… I tęskne, zamyślone, jak ja.
Nic już nie cieszy mnie i nie raduje.
Niczego nie pragnę. Nigdzie nie dążę.
Siedzę w kąciku i kiwam się, kiwam.
Po nocach siadam w łóżeczku i znów kiwam się do świtu.
Nie wiem nawet, o czem myślę.
Zdaje się, że wcale nie myślę.
Żyję dlatego, że Zo-Zo każe mi żyć.
Myję się i ubieram, bo Zo-Zo zmusza mnie do tego.
Nie mogę tylko jeść. Nic mi nie smakuje. Nie czuję głodu.
Czuję tylko chwilami, że ktoś staje za mną.
Słyszę lekki szmer oddechu i cichy szept.
Kto tam stoi? Kto szepce?
Dziś Zo-Zo długo grała. Zegar wydzwonił północ…
Zo-Zo grała cicho. Czasami dźwięki były podobne do szelestu, do westchnienia, do szeptu…
Słuchałam… Słuchałam…
Gdy skrzypce łkać zaczęły, poruszyłam się i usiłowałam stanąć.
Z trudem i bólem, lecz mogłabym jeszcze chodzić.
Gorzej było z sercem.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.