— Widziałam, jak była pożarta Mi-Ri z córeczką — szepnęłam z płaczem.
— Kto ją pożarł?
— Piękne, duże zwierzę o futrze żółtem w czarne centki — odpowiedziałam.
— Aha! — mruknął „wujek“ — to był niezawodnie lampart. Duży, drapieżny kot…
Miły „wujek“ ocalił mnie dziś życie!
Dziękowałam mu gorąco.
Śmiał się i mówił:
— Największego łobuza uratowałem! Żałowałem krokodyla. Gdyby przełknął taką figlarkę, wściekłby się i zaczął chodzić na ogonie.
Nie pisałam aż trzy dni.
Nie moja w tem wina. Byłam na wycieczce w dżungli.
Pewnego dnia tatuś rzekł do mnie:
— Szybko rośniesz, Ket! Jesteś zwinna i sprytna. Po południu pójdziesz z Kyrem i Ori-Ori do dżungli.
— Co będziemy robili? — zapytałam.
— Kyr i Ori-Ori będą badali drogę do gór.
— Co to góry?
— Są to duże, bardzo duże kamienie. Przenosimy się tam na zimę.
— Co to zima?