Dokoła rosły wysokie bambusy i gęste krzaki.
Na okrzyk Ori-Ori wdrapaliśmy się wyżej. Całe jezioro leżało teraz tuż pod nami.
— Nie hałasujcie teraz, a ujrzycie różne dziwy — poradził z uśmiechem Kyr.
Przykucnęłam na gałęzi i rozglądałam się dokoła.
Nic nadzwyczajnego nie widziałam. Jednak, przyjrzawszy się dobrze, spostrzegłam na jeziorze, tuż przy brzegu kupę kamieni. Biegały po nich białe czapelki i jakieś inne ptaszki. Nagle kamienie poruszyły się.
— Oj-jej! — zawołałam.
— Cyt! — mruknął Ori-Ori i uszczypnął mnie w ramię.
Umilkłam. Kamienie tymczasem pogrążyły się w wodzie. Leniwie płynęły ku brzegowi. Nareszcie wyszły z jeziora. Były to ogromne, opasłe potwory. Grube brzuchy zwisały im pomiędzy nogami. O, te nogi! Przypominały one krótkie odłamki pni. Potwory ciężko stąpały ze zwieszonemi ku ziemi łbami. Węszyły i głośno parskały.
Szły jeden za drugim. Po ich przejściu na brzegu ujrzałam dość głęboki rów. Wycisnęły go nogami.
Ori-Ori pochylił się do mnie.
— To hipopotamy! — szepnął. — Dobre, leniwe bydlęta.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.