Kyr jednak dał znak. Ruszyliśmy dalej.
— Źle! — mówił Ori-Ori. — Pożywienia nigdzie ani krzty!
— Poczekaj, sąsiedzie! — odpowiedział Kyr. — Znajdziemy banany na brzegu małej rzeki.
Gromadka nasza biegła coraz dalej.
Spotkaliśmy znaczne stado kłótliwych, czarnych małp. Zaczęły urągać nam.
Niektóre obrzucały nas jakiemiś owocami, kwaśnemi i twardemi, jak kamienie.
Nie wdawaliśmy się w kłótnię z niegrzecznymi sąsiadami.
W haszczach spostrzegłam jakieś zwierzątko. Szare, centkowane, miało długi ogon w czarne pręgi. Czołgało się, jak wąż.
— Co to jest? — zapytałam Kyra.
— Mangusta! — odpowiedział. — Mały drapieżnik. Postrach na ptaki i zające.
„Wujek“ gwizdnął po swojemu. Mangusta natychmiast ukryła się w norze.
Posuwaliśmy się coraz dalej.
Dżungla nagle zaczęła rzednąć. Zbliżaliśmy się do brzegu rzeki.
W gromadce nadążających za nami szympansów rozległ się krzyk.
W chwilę później z łoskotem upadło drzewo. Co się stało?
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.