— Odejdę od was na zawsze… — szepnęła. — Na zawsze… Żyjcie w zgodzie… Nikogo nie krzywdźcie… Nikogo nie napadajcie… Brońcie się odważnie… Cudzego nie pożądajcie…
Wszyscy w milczeniu i niepokoju słuchali szeptu staruszki.
Ciężko oddychała. Chwytała się za pierś…
Teraz spostrzegłam, że była bardzo stara… Skurczyła się cała, pochyliła.
Stała się malutka i strasznie chuda. Wargi jej zsiniały. Oczy zgasły.
Drżała na całem ciele.
— Droga, dobra I-So! — mówił Bo-Bo, ledwie powstrzymując się od płaczu.
Staruszka z wysiłkiem podniosła się. Słabnącemi rękami zaczęła się wspinać na wyższe gałęzie.
Mamusia chciała iść za nią.
Ojciec wstrzymał ją i rzekł cicho:
— Zostań Lo-Lo, matka odchodzi od nas…
Babcia tymczasem już zniknęła w gąszczu liści.
Wymknęłam się niespostrzeżenie i wkrótce dogoniłam ją.
Zatrzymała się na samym wierzchołku drzewa. Tam, gdzie ostatnie gałęzie podnoszą ku niebu czarne ramiona.
Usadowiła się w splocie konarów, oparła głowę o pień drzewa.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.