rogate łby w stronę dżungli. Strzygły uszami, węszyły i głośno parskały.
Antylopy też się niepokoiły. Samce stały z podniesionemi głowami, nieruchome, baczne.
Słonie szybko dążyły w stronę głębokiego wąwozu. Ciągnął się wpobliżu naszych gór i był cały zarośnięty młodym, gęstym lasem.
Ogromne zwierzęta szły z podniesionemi uszami. Podnosiły trąby i z hałasem wciągały powietrze.
Nic jednak dostrzec nie mogłam na sawannie.
Pierwsze ruszyły czujne, rude antylopy. W szalonym pędzie pomknęły ku zaroślom palm.
Od strony dżungli z trwożnym krzykiem przeleciało stadko papug.
Z wysokiej trawy zerwały się kuropatwy i zapadły w haszcze.
Cisza zaległa dokoła.
Wszystko, co żyło, ukryło się i zaczaiło.
Z dalekiej kniei, jedna po drugiej, wyłaniały się dziwne postacie.
Nigdy nic podobnego nie widziałam w dżungli.
Były podobne do nas — szympansów. Jednak szły na dwóch nogach, a nie na czterech, jak to zwykle czynimy my. Ori-Ori czasem podczas swych figlów chodził tak, podpierając się kijem. Nieznane istoty miały krótkie ręce, nie sięgające do ziemi, jak u nas. Były czarnej barwy, chociaż nie
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.