Będzie zabawa! Patrz i nie krzycz, mała Ket! Zaciśnij zęby i — milcz!
Upłynęło sporo czasu, nim murzyn i biały człowiek zbliżyli się do naszych skał.
Teraz zrozumiałam wszystko.
Na ziemi, wilgotnej i rozmiękłej, widniały głębokie doły. Były to ślady, pozostawione przez słonie. Na grząskiej ziemi głęboko zapadały się nogi ciężkich olbrzymów. Gdzie przechodziły, tam zawsze pozostawiały te głębokie wklęśnięcia.
Każdy mógłby zrozumieć, że dopiero co przeszły. Woda sączyła się do dołów i nie zdążyła jeszcze napełnić ich.
Ludzie ominęli nasze skały. Zbliżali się do wąwozu.
Wybiegłam za „wujkiem“ z jaskini. Ukryliśmy się za skałami i patrzyliśmy.
Biały człowiek zbiegł na dno wąwozu. Stanął za grubem drzewem. Murzyn wdrapał się na strome zbocze, wypatrywał i nadsłuchiwał. Cicho gwizdnął. Biały człowiek uczynił znak ręką.
Czarny szybko pobiegł, okrążył wąwóz i zaczął zbiegać na dno z przeciwległej strony. Pokrzykiwał i gwizdał głośno.
— Ja też tak umiem gwizdać! — z dumą powiedział Ori-Ori.
Tymczasem krzyki i gwizdanie spłoszyły słonie.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.