Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Spostrzegłam, że zaczynają wynurzać się z gęstych zarośli. Groźnie podniosły olbrzymie uszy i szły z wyciągniętemi naprzód trąbami.
Coraz bardziej zbliżały się do zaczajonego za drzewem białego człowieka. Nie widząc go, wyszły na niedużą polanę. Stanęły, zwróciwszy głowy ku idącemu za niemi woddali murzynowi i nadsłuchiwały.
Biały człowiek szybko podniósł do ramienia strzelbę.
Stało się coś niezwykłego! Drgnęłam i krzyknęłam na głos.
Ze strzelby wyrwała się błyskawica i huk wstrząsnął powietrzem.
Jeden ze słoni, największy, z grubemi, zagiętemi ku górze kłami, nagle uklęknął. Przez chwilę usiłował podnieść się. Obsunął się jednak i upadł na bok.
Całe stado, trąbiąc ponuro i trwożnie, rozpierzchło się na wszystkie strony.
Miotały się i z trzaskiem padały obalane drzewa i tratowane krzaki.
Biały człowiek dwa razy podnosił strzelbę i grzmiał.
Jeszcze jeden słoń nagle się poślizgnął i upadł.
Dwa stare słonie natychmiast podbiegły do niego, pomogły mu podnieść się i uprowadziły.