W krzakach, rosnących pomiędzy skałami, zaległy lwy. Dwa samce i samica.
Trudno dojrzeć ich wśród kamieni. Są nieruchome, a ich żółto-brunatna skóra niczem się nie różni od barwy naszych gór.
Wejście do naszych jaskiń pozostaje przywalone kamieniami.
Dzieci płaczą. Matki w rozpaczy. Obrońcy czatują przy wyjściu.
Chociaż jaskinie są położone wysoko, jednak dotrzeć do nich można.
Samce-szympanse przygotowane są do walki.
Co chwila to ten, to ów z nich uderza się w pierś.
Ori-Ori przykucnął tuż przy krawędzi. Nie wypuszcza kija z ręki.
Lwy czatują na zdobycz. Urządziły zasadzkę.
Na sawannie po nocnej uczcie hien i odwiedzinach lamparta — nie widać nic. Wszystko ukryło się jak najdalej.
Widocznie lampart krąży w okolicy. A może bawoły i antylopy zwęszyły nowych wrogów.
Lwy cierpliwie czekają…
Dopiero na trzeci dzień obraz sawanny się zmienił.
Stado dużych antylop o ostrych, zakręconych rogach, wyszło na paszę.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.