Ta strona została uwierzytelniona.
Nie widziałam ich nigdy. Musiały przywędrować zdaleka.
Pasąc się, powoli kroczyły ku górom.
Lwy przywarły ciałami do kamieni, rozpłaszczyły się na nich. Poruszała się tylko skóra na grzbietach. Czarne kity na końcu ogonów co chwila biły o ziemię. Ogromne żółte oczy wpijały się w piękne zwierzęta.
Przestrzeń pomiędzy niemi a zasadzką zmniejszyła się znacznie. Jeden z lwów niepostrzeżenie zsunął się ze skał i zniknął w gąszczu.
Długo nie widziałam go. Wyskoczył daleko, ztyłu za stadem. Uczynił to samo, co murzyn w wąwozie. Naganiał antylopy.
W szalonym pędzie pomknęły wpobliże skał.