Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Już niczego się nie bałam. Rzuciłam się ku świecącym wpobliżu gwiazdom i uderzyłam w nie pięścią. Coś pisnęło żałośnie. Schwyciłam ruszające się w mroku stworzonko i mocno ścisnęłam. Przyjrzałam się mu uważnie. Było malutkie, szarem futerkiem okryte. Widziałam podobne na palmach. Kyr nazywał je palmowemi szczurami, Ori-Ori — wiewiórkami.
Zwierzątko miało duże, pałające, jak gwiazdy, oczy. Było słabe i bardzo nieszczęśliwe. Nie była to wiewiórka, bo nie miała ogona. Zwolniłam jeńca i pobiegłam dalej już śmielej.
Teraz wyraźnie doszło mnie głośne, urwane gwizdnięcie. Tak mógł gwizdać tylko „wujek“! Gwizd powtórzył się już bliżej i wyraźniej.
Krzyknęłam:
— Ori-Ori! Ket jest tu… sama…
Przez potok, płynący wpobliżu, mignął czarny cień i utonął w mroku.
Jednak słyszałam lekki szmer trawy.
Coś szło ku mnie. Przyczaiłam się. Nie oddychałam nawet.
— Ket! Ket! — rozległ się cichy okrzyk. — Gdzie ty? Odezwij się!
— Jestem tu, „wujku“! Chodź, chodź, bo się boję! Wujku! — zawołałam uradowana.
Jednym skokiem Ori-Ori był przy mnie. Gła-