skał mnie po głowie, pieszczotliwie chuchał mi w twarz, obejmował. Tuliłam się do niego i lizałam zimne ręce dobrego Ori-Ori.
— Co ci się przydarzyło, mała Ket? — pytał z niepokojem i troską. — Mama wylewa potoki łez. Chyba utoniemy w nich! Rru chodzi mroczny. Poturbował obrońcę, który pilnował waszej partji. Stary Bo-Bo wzdycha bez przerwy. Wszyscy są smutni. Nie wytrzymałem i poszedłem szukać swego łobuziaka… No, już nie drżyj! Wszystko będzie dobrze… Damy sobie teraz radę! Zanocujemy tu. Na szczęście dziś ulewy niema… Piękniebyśmy wyglądali, gdyby tak lunęło!… Cały rok nie potrzebowalibyśmy chodzić na wodopój… Nic nie gadaj teraz i śpij, mała Ket!
Nie miałam żadnej ochoty do snu. Opowiedziałam „wujkowi“ o swojej przygodzie i walce z wiewiórką.
Śmiał się, jak szalony.
— To nie wiewiórka! — rzekł nareszcie. — To mały „pantoná“[1]. Ma oczy jak lampki elektryczne!
— Co to lampka? — spytałam.
— O, tego nie zrozumiesz! To trzeba widzieć — odrzekł i ziewnął.
- ↑ Małe zwierzątko, które niektórzy francuscy zoologowie zaliczają do lemurów.