Włosy „wujkowi“ najeżyły się, oczy ponuro błyszczały.
Dziki kot nie zdążył zwrócić się do Ori-Ori. Kij z rozmachem spadł mu na grzbiet. Serwal potknął się. Jednak skoczył na przeciwnika. Spadł mu na pierś. Zobaczyłam, jak trysnęła krew. Ori-Ori jedną ręką oderwał od siebie drapieżnika i odrzucił. W tejże chwili wymierzył mu silny cios. Trzy razy porywał się serwal na „wujka“. Trzy razy spływała krwią szeroka pierś naszego obrońcy. Nareszcie kij spadł na głowę kota. Serwal upadł i zaczął się wić, sycząc i szarpiąc pazurami ziemię i trawę.
Ori-Ori młócił kijem coraz potężniej.
Wróg dawno już nie żył, a rozwścieczony „wujek“ grzmocił w zapamiętaniu.
Osłabł jednak, bo krew coraz obficiej lała mu się z piersi.
Obsunął się na ziemię i pozostał bez ruchu.
Zanieśliśmy „wujka“ do jaskini. Z trudem nam to przyszło, bo Ori-Ori był ciężki.
Złożyliśmy rannego na miękkiem posłaniu. Nasza lekarka zajęła się opatrunkiem. Przyniosłam „wujkowi“ świeżej wody.
Oprzytomniał po chwili.
Dowiedziawszy się, że serwal nie żyje, uśmiechnął się i rzekł:
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.