„Wujek“ już zdrów. Fika nawet koziołki, chociaż jest słaby. Robi takie miny, że wytrzymać nie można. Sam Bo-Bo nawet zaczyna rechotać z uciechy.
Ori-Ori czuje się bohaterem.
Krąży po jaskini, błyska oczami i mruczy:
— Serwal! Co to — serwal?! To — szczur nędzny! Dajcie mi lwa… w pojedynkę… Ale przedtem podarujcie mi dobry kij. Taki porządny z całego pnia starego drzewa. Ja nauczę lwa porządku… Ha!
Wszyscy się śmieją, a „wujek“ najgłośniej.
Wiemy wszyscy, że serwal to nie szczur.
Widzimy na piersi Ori-Ori straszne blizny, zadane pazurami drapieżnika.
Serwal — niebezpieczny, silny wróg.
Przekonał się o tem sam Ori-Ori wkrótce.
Rany znowu się otworzyły. Cierpiał, leżał, wstrząsany dreszczami i jęczał. Wieczorem zaczął bredzić. Wykrzykiwał niezrozumiałe słowa. Nikogo nie poznawał.
Gdyby Ori-Ori był zdrów i silny, jak dawniej, nie spadłby na nas tak straszny cios…
Z trudem mogę zebrać myśli, aby opisać wypadki minionej nocy.