Straszne jest nasze życie! My — szympansy nikomu nie szkodzimy. Tymczasem tyle wrogów otacza nas zewsząd! Za co spadła na nas taka kara? Kto nas karze? Dlaczego?
Dziś przez cały dzień szalała ulewa. Wieczorem wypogodziło się. Po niebie płynął księżyc. Świecił jasno. Sawanna w bladych promieniach jego stała się biała. Od drzew ciągnęły się czarne cienie. Narazie długie, później, gdy księżyc popłynął nad górami, — krótkie, ledwie dostrzegalne.
Nie spaliśmy jeszcze. Tu i ówdzie szympanse gwarzyły cicho. W swoim kącie miotał się i gadał bezładnie chory Ori-Ori… Dzieci spały, przytulone do matek.
Zrzadka pokrzykiwały ptaki w krzakach. Cykały nietoperze. Piszczały gnieżdżące się wśród kamieni szczury.
Daleko na sawannie świeciły się kałuże wody.
Zebrały się one po ulewie.
Wszystko dokoła zasypiało w spokoju.
Nagle… Włosy mi się jeżą, gdy przypominam tę chwilę.
Patrzyłam na sawannę, leżąc przy mamusi.
Nad krawędzią urwiska, zaczynającego się przy wyjściu z jaskini, nagle podniosło się coś czarnego. Rosło to z szybkością nadzwyczajną.
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.