Strach odjął mi głos… Duże zwierzę z długim ogonem.
Poznałam… Lampart zwęszył nasze schronisko.
W tej chwili czarny cień przemknął nade mną. Wydał mi się potwornym na tle jasnego nieba. Szedł, przewalając się. Szeroko stawiał nogi i rozkładał kosmate ręce.
Szedł któryś z naszych największych samców.
Nie mogłam jednak odrazu poznać go.
Lampart już leżał, gotowy do skoku.
Szympans nie czekał. Z siłą odbił się od ziemi. Słyszałam, jak głucho uderzyły o kamień potężne nogi. Zwalił się na napastnika niby burza. Wpadł mu na grzbiet. Zwarł się z nim, otoczył mocnemi ramionami i usiłował zdusić.
Drapieżnik miotał się z całej siły.
Skłębieni zapaśnicy zamajaczyli na chwilę nad urwiskiem i potoczyli się nadół. Z łoskotem obsunęły się za nimi kamienie i drobny piarg.
Zdaleka już doszedł głuchy, groźny krzyk szympansa.
Wszyscy się zerwali i podbiegli do krawędzi stromego spychu.
— Kto walczy z lampartem? Kogo niema w legowisku? — rozległy się trwożne pytania.
— Wódz ludku szympansiego, mój syn, od-
Strona:PL Ferdynand Antoni Ossendowski - Życie i przygody małpki.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.