i wysoka trawa okryły zbocza gór i zaglądały do naszego legowiska.
Nad dżunglą i górami leciały na północ stada różnego ptactwa wędrownego.
Niebo prawie zawsze pozostawało szare i smutne.
Przy każdej sposobności, gdy słońce wyglądało na krótko, biegłyśmy z mamusią ku północnemu urwisku. Obrońcy złożyli tam ciało bohaterskiego Rru. Opuścili go do głębokiej szczeliny w skałach i przywalili kamieniami.
Mamusia głośno zawodziła, obejmując ramionami grób Rru.
Ja płakałam cichutko. Uczucie dumy i zachwytu przed odwagą ojca pocieszały mnie.
Tak trwało długo… Nic się w naszem życiu nie zmieniało.
Pewnego poranku zatrwożył nas straszny hałas.
Wybiegliśmy z jaskini.
Ogromny tłum „Długich Pysków“, skacząc po ziemi i drzewach, z krzykiem i wrzawą szedł przez sawannę.
Sędziwy Bo-Bo rozumiał ich mowę.
Nadsłuchiwał długo. Nareszcie powrócił do jaskini i rzekł:
— Na polach czarnych ludzi wyrosły już