Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 022.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

z furyą, wtem ukazanie się proboszcza uspokoiło go w porę. Ksiądz Radiguet dojrzał „Wieloryba“ z kościelnej platformy: i zdaje się, że barka łowi jakąś grubą sztukę. Nowina ta poruszyła żywo Coquevillaków. W kupie, zebranej na wybrzeżu, znajdowali się Mahéowie i Flocheowie, jedni zatem życzyli statkowi powrotu z połowem cudownej obfitości, podczas gdy drugim z oczu można było wyczytać, że pragną, aby przypłynął z niczem.
Margot, wyprostowana, nie odrywała od morza wzroku.
— Otóż i oni — wyrzekła nagle.
W istocie czarny punkcik ukazał się z poza cyplu.
Wszystko spojrzało w tę stronę. Rzekłbyś korek na wodzie tańczy. „Cesarski“ sam jeden tylko nie mógł dojrzeć czarnej plamki. Ale bo też potrzeba było być rodem z Coqueville, aby z tej odległości być w stanie rozróżnić na morzu „Wieloryba“ i tych, co nim kierowali.
— Czekajcie! — ozwała się znowu Margosia, posiadająca najlepsze oczy na całem wybrzeżu — Fouasse i Rouget wiosłują, mały stoi na przedzie...
Nazwała Delfina „małym“, aby go nie wymieniać z nazwiska. Od tej chwili poczęto bacznie śledzić bieg barki, starając się zrozumieć dziwne jej poruszenia. Jak to proboszcz powiedział, zdawała się ona istotnie łowić jakąś grubszą rybę, którą miała przed sobą. Dziwne się to wydało, bo