Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 023.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

„cesarski“ utrzymywał z uporem, że morze musiało zabrać sieci „Wieloryba.“ Ale La Queue zawołał, że to są leniuchy, którzy sobie umyślnie ze zbytków stroją figle. Na każdy sposób foki nie złowią z pewnością. Wszyscy Flocheowie buchnęli śmiechem na ten dowcip, podczas gdy z grupy urażonych Mahéów dały się słyszeć głosy, że Rouget jest pomimo wszystko zuchem co się zowie i że nie zawaha się, ze strachu przed byle czem, postawić na kartę swej skóry, gdy tymczasem inni wolą gnój z pod krów wyrzucać za najmniejszym podmuchem wiatru. W końcu aż proboszcz musiał się wdać między zwaśnionych, po raz wtóry już bowiem w powietrzu zapachło kłótnią.
— A to co? — zawołała naraz Margosia. — Odpływają z powrotem?...
Przestano do siebie szczerzyć zęby, oczy wszystkich zwróciły się na widnokręg. Tym razem sam nawet La Queue okazał niepokój. Nie mógł sobie wytłómaczyć tego rodzaju manewrów. Obawa, aby naprawdę nie ułowili jakiej ryby, wzburzyła go do głębi. Blizko dwie godziny stali tak już na brzegu, czekając ciągle na barkę, która to się pokazywała od czasu do czasu, to znowu nikła za skałami. Aż w końcu schowała się całkiem przed ich wzrokiem.
La Queue, ucieszony, oświadczył, że barka musiała utonąć, żywiąc w duszy istotnie to ohydne życzenie; a ponieważ Rougetowa i Brisemotte znaj-