Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 025.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wydało się po chwili, że powinna wybuchnąć płaczem. Tupain zdobył się zaledwie na płaczliwą minę na konto brata. Wszyscy Mahéowie byli mocno wzruszeni, podczas kiedy Flocheowie starali się przyzwoicie zachować w chwili tak poważnej. Tymczasem Margot, jak gdyby się pod nią nogi załamały, usiadła.
— Czego ty się tu plączesz jeszcze? — fuknął na córkę La Queue, ujrzawszy ją u swych nóg.
— Zmęczyłam się — odrzekła z prostotą.
I zwróciła twarz na morze, przyłożywszy dłonie do obu policzków i osłoniwszy oczy końcami palców, wpatrzona uparcie w rozkołysaną barkę, która zataczała się tam i sam na powierzchni wody, jakby stroiła figle, podpiwszy sobie trochę.
Przypuszczenia nie milkły ani na chwilę wśród gromady. A może trzej ludzie wpadli naprawdę w morze?... Tylko że wszyscy trzej naraz — wyglądało to trochę zabawnie. La Queue próbował w ludzi wmówić, że „Wieloryb“ pękł po prostu jak zgniłe jaje. Wobec tego jednakże, że nie przestawał utrzymywać się na powierzchni, ludzie wzruszali ramionami na taką supozycyę. Wtem wójt, wobec prawdopodobieństwa śmierci załogi, przypomniał sobie swój urząd i zaczął prawić o dopełnieniu ewentualnych formalności.
— Dajcie-no pokój — przerwał mu strażnik. — Cóż to rybak daje się tak połknąć licho ni stąd ni zowąd?... Toż gdyby byli powpadali do wody, mały Delfin byłby już dawno tu!