Strona:PL Feta w Coqueville (Émile Zola) 060.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

się naczyń, z których pijaki dwunożne nie ze wszystkiem wypiły likiery słodziutkie.
Czas jakiś pan Mouchel chodził tam i sam między śpiącymi, bacząc, by kogo nie nadeptać. Zrozumiał teraz wszystko, bo i w Grandporcie w tych dniach złowiono dwie beczki trunku, pochodzące z angielskiego okrętu, zatopionego przez burzę. I cały jego gniew zgasł. Jakiż-bo widok zarazem rzewny i budujący!... Coqueville pojednane!.. Synowie i córy Maheów i Flocheów, śpiący jak bracia jedni obok drugich. Przy ostatniej szklanicy najzażartsi wrogowie ucałowali się. Tupain i Fouasse chrapali jeden przy drugim, jak prawdziwi rodzeni, niezdolni spierać się o takie głupstwo jak ojcowizna. Co do Rougetów stadło to przedstawiało jeszcze sympatyczniejszy obraz: ona pomiędzy mężem i Brisemottem, jakby na znak, iż niczem nie zamącona harmonia przyświecać będzie odtąd tej tak burzliwej trójce.
Niepodobna sobie jednak wystawić nic bardziej rozrzewniającego nad grupę, jaką tworzył Delfin z Margosią, obejmujący się za szyję miłośnie, z ustami, rozchylonemi jakby od ostatniego pocałunku, którym zaróżowiony drobny nosek dziewczyny czynił ją dziwnie podobną do zakochanej kotki, co łaknie pieszczot. Poniżej tych dwojga polowy chrapał groźnie, niby na straży. Nad ich głowami La Queue wypuszczał z gardła rytmicznie basowe pomruki szczęśliwego ojca, co oddał córę w godne