— Głos mój nadto jest słabym, aby mógł zwalczyć głos miłości poszepnął; wszystko mi mówi wszakże, iż to są tylko malowidła, za pomocą których w przepaść cię chcą wtrącić... Pójdę za tobą paniczu... Nie opieraj się temu! Wiem dobrze, iż są miejsca gdzie biedny murzyn nie ma prawa się pokazać. Czuję, iż obecność moja sprawi ci przykrość, a może i wstyd... Ukryję się więc. Ani ty, ani nikt widzieć mnie nie będzie chyba!...
Ostatnim tym słowom towarzyszył gest groźny ale myśli swojej nie dokończył żebrak.
— Gdzież jedziesz? zapytał.
— Do zamku Rumbrye, przy, A. w departamencie d’Eure.
— To dobrze... Straciłeś twoje pieniądze, a potrzebne ci są paniczu.
Murzyn złożył kilka luidorów na wystawie przed kominkiem. Czoło Ksawerego mocno się zachmurzyło.
— Nie rumień się, rzekł z słodyczą Neptun; dobry pan więcej mi dał, niż to wynieść może. Udarował mnie wolnością... Z długu się więc tylko wypłacam.
Po tych słowach zbliżył się ku drzwiom, ale zanim próg przeszedł, odwrócił się jeszcze.
— O której godzinie odjeżdżasz jutro? zapytał.
— Nie wiem... Po objedzie.
— Do widzenia, paniczu! Za nim pojadę za tobą, mogę jeszcze kilka godzin poświęcić memu codziennemu zatrudnieniu.. Będę szukać matki twojej.