wać się małemu John z tym murzynem, gdyby miał tylko dwa lata więcej...
Neptun zbliżył się do fiakra, powiedział parę słów stangretowi, włożył mu luidora w rękę i ciężki powóz za podróżnym toczyć się zaczął. Od rana już żebrak przewidywał, iż dzień ten burzliwym dla niego będzie, dla tego też zaopatrzył się w różną monetę, stanowiącą resztę jego mienia.
Póki nie wyjechano z Paryża, fiakr bez trudności postępował za pocztowym powmzem, tak dalece nawet, iż go prawie wyprzedził na moście Ludwika XV. Żebrak rozkazał mu cofnąć się natychmiast; rozkaz ten zbytecznym był wszakże, bo zaledwie wyjechano na równinę pól Elizejskich, znaczny przedział powozy rozdzielił.
— Trzymaj się, zawołał żebrak przez drzwiczki.
— Nie obawiaj się mieszczaninie, odrzekł woźnica z przyciskiem, dogonimy ich zawsze.
I rzeczywiście przy rogatce Etoile, połączył się z podróżnym powozem fiakr, ciągniony przez stare, lecz nadzwyczaj silne konie.
Milę za rogatkami, stangret odwracając się z kozła, zapytał:
— Dokądże jedziemy mieszczaninie?
Neptun palcami wskazał na powóz pocztowy.
— Mam jechać za nim, a w którąże stronę zdążają ci podróżni?....
— Jedź zawsze! krzyknął z niecierpliwością Neptun, będziesz dobrze zapłaconym.
Stangret zaciął konie, i dalej rozmowę prowadził:
— No, rzekł, mówisz pięknie; aleja mam dobre konie, które utracić mogę... a wybacz mi.... ale nie wyglądasz.... jak się to mówi.... na takiego co by był w stanie wynagrodzić.
Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/127
Ta strona została przepisana.