motnych i pobocznych. Wkrótce słychać było głośne odgłosy śmiechu, i dźwięk organu młodego Alfreda, który honorem ręczył, iż upał nie był do zniesienia, i że od ostatniej jego podróży do Rumbrye, dni znacznie się skróciły.
A kiedy kochankowie nasi wchodzili do gęstych alei parku, wszelki odgłos ustał. Ujrzeli się sami.
Helena zostawała pod wpływem nieznanego dotąd wzruszenia, pełnego radości i smutku. W tej chwili dopiero pojęła całą lubość pożycia z Ksawerym, a zarazem gorycz rozłączenia. Było to marzenie, ale nie rozumowanie — i silniej oparła się na ręku Ksawerego, jak gdyby się obawiała, aby ktoś inny nie stanął pomiędzy niemi. Nie mówiła wcale, uśmiechała się tylko melancholicznie i wlepiała w kochanka słodkie niebieskie oczy.
Ksawery rozpływał się w szczęściu i urzeczywistniał wszystkie swoje egzaltowane nadzieje.
— Jakże szczęśliwi będziemy, Heleno! rzekł nakoniec.
Naiwne to wyznanie, które byłoby sprowadziło głośny śmiech na usta zgromadzonych gości, Helena przyjęła jako odpowiedź na myśl swoją i nie zatrwożyła się niem bynajmniej. Ci więc co utrzymują, iż niewinność jest bojaźliwą, twierdzą fałszywie, bo trzeba znać niebezpieczeństwo, aby go się lękać. Zalotność drży lub udaje, lecz skromność ufa. Helena nic nie odpowiedziała, ale odwracając z nienacka rozmowę, w głębi serca powtórzyła.
— Jakże bylibyśmy szczęśliwi!
— Nie wiesz, mówił dalej Ksawery, iż nie jestem już sam na świecie; mam nazwisko i pamięć ojca godną uwielbienia!...
— Nazwisko szlachetne? żywo przerwała młoda dziewica.
To zapytanie bolesne Ksawerego dotknęło.
— Nie, odpowiedział.
Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/132
Ta strona została przepisana.