— W nocy niczego pewnym być nie można....
— Toż samo też sobie powiedziałem. W owym czasie reperowano właśnie hotel... Bruk okryty był piaskiem, który przez noc deszcz mocno zwilżył. Pospieszyłem zapalić świecę, i dostrzegłem na piasku ślady kroków; były to kroki mężczyzny, obutego w ciężkie i podkute obuwie.
— Obuwie Owerńczykal... komisanta! zawołał Carral.
— Tak sądzisz?
— To jest aż nadto w oczy bijącem!
Ksawery przez chwilę w głębokiem pozostał zamyśleniu.
— Odpowiedz mi szczerze Carral, czy znajdujesz, że jestem do Mulata podobnym?
Carral zadrżał i spojrzał na młodzieńca groźnemi oczyma, bo to zapytanie pośrednio za zniewagę uważał. Ale słodki i szczery wyraz twarzy Ksawerego, wkrótce go zaspokoił. Przyszedłszy do siebie odpowiedział:
— Nie znam się na tem bynajmniej, ale każdy mniej więcej czyni sobie jakieś wyobrażenie o rzeczach, których nie zna. Nie zgadzasz się zupełnie z tem, jakie sobie o Mulatach utworzyłem.
Ksawery lżej odetchnął.
— Wszyscy mówią mi to samo, odrzekł; a jednakże....
— Dla czegóż uczyniłeś mi to zapytanie? przerwał Carral.
— Bez myśli... Czasem dręczą mię okropne przeczucia... Ale te są zupełnie szalone, nie powiem ci ich więc.
— Spowiedź ogólna! Wyjaw mi wszystko mój najdroższy.
Ksawery byłby może i mówił dalej, ale w tej chwili dał się słyszeć turkot powozu pięknie zaprzężonego, który zatrzymał się właśnie przed drzwiami hotelu.
Noc jeszcze nie zapadła zupełnie, ale przedmioty na pół już tylko rozpoznać można było.
— Prześliczne konie! zawołał Ksawery, uszczęśliwiony przerwaniem rozmowy.
Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/21
Ta strona została przepisana.