je ci pozostawiam. Zatrzymuję akt naszego małżeństwa, bo będzie mógł być w przyszłości użytecznym synowi memu. Syn twój zaś ciebie tylko potrzebuje. Nie poszukuj mnie, pragnę rozłączenia i wola moja jest niezmienną. Nie trzeba mi tego brać za złe, tak bowiem stworzoną jestem. Adieu
Kapitan sądził się być igraszką przykrego snu. Trzy czy cztery razy przeczytał ów list szczególny i o mało że nie zwaryował.
Ta zimna i bezczelna obojętność, tem bardziej go jeszcze oburzała, iż do tej chwili miał dla żony swojej, tyle szacunku ile przywiązania. Z początku chciał wszystko porzucić i połączyć się z Florentyną, choćby tylko dla tego, aby się pomścić. Po pierwszej chwili uniesienia nastąpiła pogoda, a po pogodzie rozpacz. Życie jego było zniweczonem, bo w tej kobiecie szczęście i nadzieje swoje położył. Czas który przy niej przepędził, uważał jako sen pełen najsłodszych rozkoszy, przebudzenie więc tem sroższem było. Przez chwilę myślał o śmierci, ale gdy wspomniał, iż jest ojcem, postanowił żyć dla dziecka swego.
Inaczej wszakże przeznaczenie mieć chciało, kula zbuntowanego murzyna zastąpiła miejsce samobójstwa. W trzy czy cztery dni po odebraniu tego okropnego listu, oddział Kapitana napadli powstańcy nad brzegami rzeki Grande Riviere Lefebvre podług zwyczaju walczył odważnie i kiedy się rzucił, aby do reszty pokonać murzynów, otrzymał raz śmiertelny w piersi i padł na ręce swego wiernego sługi. Ostatnia myśl jego była dla syna, biednego sieroty^ którego zostawiał bez pomocy i opieki na ziemi.
Pani Florentyna Aniela Lefebvre de Vallées napisawszy swoją małą rączką ów elegancki bilecik, który już czytelnika oczom przedstawiliśmy, zebrała brylanty i znaczną summę pieniędzy i odpłynęła do jednej z Antyllów angiel-