Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/73

Ta strona została przepisana.

go opuściła, ale w tej chwili przypadek jak gdyby chciał ją odnowić, sprowadził ku dwom przyjaciołom pana Alfreda de Vallées, wspartego na ramieniu komandora de Kerumblas, któremu zapewne 21-szy raz zdarzenie opisywał.
Wierz mi jeżeli chcesz Kerumblas, ale ten Imbert de Pressue?...
Niech mię Bóg skarżę, jeżeli nie wygrał dziesięciu tysięcy liwrów od Lorda Sidnej Sturm?...
— Jaki sposób chciałeś mi proponować Carralu? zapytał Ksawery udając zimną krew.
— Wszak już odstępujesz od tego odrzekł Carral.
— Tak.., to prawda... powiedz mi wszakże.
Biedny chłopiec! poszepnął Mulat.
I przybierając postać tajemniczą rzekł głosem cichym.
Jestem sam szulerem, szulerem czy słyszysz mię Ksawery? Dla tego właśnie nie chcę, abyś ty nim został, bo to jest namiętność straszna, śmiertelna! Nie można było wątpić o tem co Carral mówił, bo wzruszenie oznaczało, iż to była jedna z czułych stron jego serca. Stał się w tej chwili wymownym, prawie traicznym.
Ale grać tylko będziesz raz jeden, mówił dalej, raz jeden a zawsze się wygrywa pierwszy raz. Nie przerywaj mi, nie wzruszaj ramionami; to co mówię jest rzeczą dowiedzioną, wygrywa się niezawodnie... Słuchaj!... Nie będziesz grał w salonie, bo byś się zgubił, nie w domu publicznym, bo by cię widzieć mogli... Znam miejsce potajemne.
— Dom gry! przerwał z oburzeniem Ksawery.
— Cóż znaczy nazwisko? chodzą tam znakomici urzędnicy, nikt się nie zna, ani poznać usiłuje, a to jest rzecz najważniejsza...
— Nigdy się na to nie zdecyduję... odrzekł Ksawery. Głośny śmiech p. Alfreda Lefebvre des Vallées i te słowa pełne pokusy, obiły się mocno o uszy Ksawerego.