— Niech mię diabli porwą, jeżeli nie wygrał 10,000 liwr.!
— Pójdę, powiedział Ksawery, pójdę jutro.
— Pójdziemy razem, odpowiedział Mulat, ukrywając uśmiech zwycięzki.
Salony zwolna się wypróżniały, Ksawery i Carral także się już do wyjścia przygotowali, w tej chwili właśnie przypadkiem nadszedł pan Rumbrye a podając rękę Ksaweremu rzekł:
— Jedziemy w tym tygodniu na wieś, aby użyć ostatnich dni pięknych. Spodziewam się mój przyjacielu, iż nas odwidzić nieomieszkasz?
To niespodziewane zaproszenie, wielką, ważną odegrać miało rolę w przeznaczeniu Ksawerego.
Już dnieć zaczynało. Niezliczona liczba powozów ulice napełniała. Zniecierpliwione konie stąpały z góry. Stangreci na pół rozespani, nasuwali na uszy czapki i peruki swoje.
Hotel Rumbrye, nie przedstawiał już tego wesołego obrani, który opisaliśmy wyżej. Wielki i obszerny ten budynek, ponuro się tylko odbijał na bladym błękicie firmamentu. Światła gasły, a wysokie okna z poza firanek lekki cień rzucały. Kobiety, schodzące z gankowych schodów okrywały swoje strudzone oblicza kapturami i mantylami. Słychać tylko było stąpanie koni i głos lokai, przywołujących ekwipaże panów swoich z wymienieniem ich tytułów. Carral i Ksawery z trudnością wynaleźli fiakra, który ich odwiózł na plac Saint Germain de Près.
— Pojedziemy więc jutro, rzekł Carral, kładąc się spać.
— Pojedziemy, odpowiedział Ksawery.