Ksawery ukazał się w oknie.
— Na kogo się tak gniewasz przyjacielu? zapytał.
— Na nikogo... bynajmniej! wyjąkał pomięszany Carral.
— Saint-Sul-pi-ce! dokończył zwolna posłaniec. Podniósł się i zdejmując kapelusz, rzekł: — Wiem już, gdzie panie... Czy mam przynieść odpowiedź?
— Nie, odpowiedział mulat; idź tylko!
Owerńczyk przeszedł około wystawy kościoła.
— Do pana Komisarza policyi cyrkułu Saint Sulpice! pomyślał żebrak murzyn, który wszystko słyszał. Cóż to się ma znaczyć!? Będę czuwać nad tym człowiekiem.
Jak tylko Owerńczyk odszedł, Carral spokojność odzyskał.
— A cóż? rzekł wesoło, idziemy próbować szczęścia?
— Nie dzisiaj, odpowiedział Ksawery.
— Wahasz się, mój drogi! to nie dobrze!...
— Nie wiem.... Ale zdecydować się nie mogę... Zresztą jest to początek miesiąca i nie mam pieniędzy.
— To rzecz najmniejsza, zawołał Carral, pożyczę ci chętnie.
Gdy to mówił, uczuł pod nogami małe jakieś zawinięcie.
— Otóż, rzekł podnosząc takowe dobroczynna wróżka, która czuwa nad twojem przeznaczeniem, romantyczny sieroto, przechodziła tędy tej nocy, i zostawiła ci tajemniczy zasiłek, nie potrzebujesz już więc pieniędzy pożyczać.
Ksawery rozłożył papier, który jak zwykle zawierał piętnaście luidorów.
— Los tego chce! poszepnął, idźmy więc. Carral nie mógł się wstrzymać od ukazania swej radości. W chwili kiedy wychodzili, żebrak podług zwyczaju wyciągnął rękę ku Ksaweremu, lecz ten tak był myślami swemi zajęty, iż mu wsparcia odmówił.
— Gdzież to jest? zapytał młodzieniec Carrala.
Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/77
Ta strona została przepisana.