spostrzegli nadchodzącą straż miejską. Wówczas ten, który zdawał się być ich naczelnikiem, wyjął z kieszeni białą szarfę, i nią się przewiązał.
— Wejdźmy panowie, rzekł.
Żebrak uderzył się w czoło i zawołał z rozpaczą:
— Pojmuję już teraz! pojmuję! dla czego ów list pisano!... chcą go zgubić!.... a ja ocalić nie mogę.
Następujące opisanie, oświeci nas o tem, co w owym domu od godziny zaszło.
Kiedy Ksawery i Carral wszedłszy na kręcone schody, zastukali na pierwsze piętro, lokaj, otwierając im, zapytał czego sobie życzą. — Carral odpowiedział dając się poznać. — Lokaj otworzył drugie drzwi i wprowadził dwóch przyjaciół do wielkiej i rzęsisto oświetlonej sali, pomimo iż to było wśród dnia.
W tym salonie znajdował się ogromny stół okrągły otoczony potrójnym rzędem graczów. W środku stał spólnik gry i tassował karty.
Gdy weszli nasi dwaj przyjaciele, nikt nawet głowy nie odwrócił. Każdy tak był zatopiony w grze, iż chyba zawalenie się pułapu, lub ukazanie się kommissarza, mogłoby uwagę ich zwrócić. Carral i Ksawery znaleźli wszakże sposobność rozmówienia się. Pewien jegomość, wychudłej postaci, na suchoty zakrawający, zbliżył się ku nim i powitał Carrala, jako dobrego i dawnego znajomego. Był to właściciel tego zakładu.
— Jakże się masz? — rzekł, a ten pan czy należy?... Ostatnie to słowo wyrzekł głosem cichym i przymrużając oczy.
— Ten pan jest przyjacielem moim, odpowiedział Mulat.
— Cieszę się niezmiernie, iż mam zaszczyt poznać pana, rzekł wówczas do Ksawerego właściciel zakładu z uśmiechem wiele znaczącym, którym wszakże żadnego na Ksa-
Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/80
Ta strona została przepisana.