jej uścisnąć. Była té istotka cała biała i różowa. Zamknięte powieki ukazywały długie jedwabiste rzęsy, które odziedziczyła po matce. Aniołek, piękny niebiański aniołek w uśpieniu! Lagarder słuchał jej oddechu tak czystego i słodkiego; Lagarder uwielbiał ten głęboki spokój ten spoczynek, który był jednym długim uśmiechem.
— I ten spokój, ten spoczynek w chwili, gdy jej matka płacze, gdy ojciec... A, a! — przerwał sobie. — To zmieni wiele rzeczy! Powierzono dziecko temu szaleńcowi Lagarderowi... To dobrze! Żeby bronić dziecka nabierze rozumu.
Potem myślał znowu.
— Jak to śpi! O czem może myśleć te małe czółko otoczone takiemi anielskiemi loczkami. W tem jest dusza. Stanie się kobietą, zdolną oczarowywać, kochać i, niestety! cierpieć...
I dalej.
— Jak to musi być słodko zdobywać powoli tkliwością i staraniami całą miłość tych kochanych istotek, podpatrywać ich pierwszy uśmiech, czekać na pierwszą pieszczotę i jak łatwo poświęcić się całkowicie ich szczęściu!
I tak dalej snuł tysiące różnych szaleństw, które nie przyszłyby nigdy do głowy ludziom, rozsądnym. Tysiące rzeczy naiwnych i tkliwych, któreby pobudziły do śmiechu mężczyzn i sprowadziły łzy do oczu każdej matki.
W tej chwili ostatni sygnał dał się słyszeć po za chatami za wzgórzem.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/100
Ta strona została przepisana.