Strona:PL Feval - Garbus.djvu/101

Ta strona została przepisana.

Lagarder zadrżał. Marzył, że był ojcem.
Prędkie i głośne kroki dały się słyszeć przy oberży pod “Jabłkiem Adama.” Nie można ich było wziąć za kroki starych żołnierzy, którzy tam byli niedawno. Na pierwszy ich odgłos Lagarder szepnął:
— To on!
Nevers musiał zostawić swego konia na skraju lasu.
W chwilę potem, Lagarder, który odgadł, że głosy rogów w dolinie, w lesie i na wzgórzu pzeznaczone były dla Neversa ujrzał go przechodzącego pod lampką oświecającą obraz Matki Boskiej.
Piękna głowa Filipa Neversa, myśląca, jakkolwiek bardzo młoda, została na chwilę silnie oświeconą; potem widać było tylko czarną sylwetkę dumnej i wyniosłej postawy, która wkrótce znikła. Nevers schodził po schodkach przyczepionych do ściany fosy. Gdy stanął na ziemi, Lagarder usłyszał że wyciągnął szpadę i mruknął przez zęby.
— Dwaj ludzie z pochodniami nicby tu nie szkodzili.
Posuwał się po omacku, potykając się ciągle o porozrzucane snopki siana.
— Czyż ten dyabelski kawaler chce zabawić się ze mną w chowanego! — rzekł z niecierpliwością.
Potem zatrzymując się, zawołał.
— Hola! jest tu kto?