księciem Gonzagą — odrzekł Lagarder — nie wiem, czy to on był.
— On! — wykrzyknął Nevers. — To niemożliwe! Ten Pejrol wygląda na łotra, onby się dał przekupie staremu Kajlusowi.
Lagarder czyścił starannie szpadę połą płaszcza.
— To nie był markiz Kajlus — rzekł — ale jakiś młody człowiek. Nie zagłębiajmy się jednak w domysłach; jakiekolwiek jest imię tego nędznika, to pewne, że jest zręcznym hultajerm, cudownie przedsięwziął wszystkie środki: wiedział nawet wasze hasło. Dzięki też temu hasłu mogłem zmylić, Aurorę Kajlus. Ach! Ta kocha cię książę! Chciałem był całować ziemię pod jej stopami, aby odpokutować za niedorzeczne szaleństwa...
Czy już nic nie mam więcej do powiedzenia? Nic, chyba to, że pod płaszczykiem dziecka znajduje się zapieczętowana koperta: akt jej narodzin i akt waszego ślubu. A, a! Mój skarbie dodał patrząc z dumą na swą wyczyszczoną szpadę, która zdawała się przyciągać wszystkie blade promienie rozproszone w ciemności i odrzucała je snopem nikłych iskierek — oto i twoja toaleta ukończona. Dość długo skrzyliśmy rozpuście, teraz poruszamy się trochę dla dobrej sprawy, panienko... Trzymaj się dobrze!
Nevers ujął go za rękę.
— Lagarder — przemówił głosem głęboko
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/107
Ta strona została przepisana.