— Cała rzecz w tem — szepnął Lagarder — czy będzie mógł przedostać się do nas.
— On przejdzie przez dziurkę od klucza! — odrzekł Nevers.
Rzeczywiście w chwilę potem paź ukazał się nad brzegiem fosy.
— Dzielny chłopiec! — zawołał Paryżanin, idąc ku niemu. — Skacz! — rozkazał.
Paź posłuchał w jednej chwili, a Lagarder schwycił go w ramiona.
— Spieszcie się — rzekł malec — posuwają się tam, na górze. Za chwilę nie będzie już wolnego przejścia.
— Mnie się zdawało, że oni są na dole — odrzekł Lagarder ze zdziwieniem.
— Są wszędzie, dokoła.
— Ale jest ich tylko ośmiu?
— Dwudziestu conajmniej. Gdy zobaczyli, że panów jest dwóch, wzięli kontrabandzistów z Mialhat.
— Ba! — odparł Lagarder. — Dwudziestu czy ośmiu, co to znaczy? Wsiądziesz na konia, chłopcze; moi ludzie są na wzgórzu Gau. Pół godziny tam i z powrotem. Pędź!
Ujął go za nogi i podniósł. Chłopiec wyprostował się i schwycił za brzeg fosy.
Upłynęło chwil kilka, gdy głośne gwizdnięcie zawiadomiło ich, że paź bezpiecznie wszedł do lasu.
— Do licha! — rzekł Lagarder. — Wy-
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/109
Ta strona została przepisana.