Strona:PL Feval - Garbus.djvu/111

Ta strona została przepisana.

— I jak się patrzy, mości książę! Trochę za was, mości książę, ogromnie dużo za maleńką!
Barykady zostały ukończone. Było to nic, ale w ciemności mogło bardzo przeszkodzić napaści. Dwaj oblężeni liczyli na to, nieznacznie więcej na swe dobre szpady.
— Kawalerze — rzekł Nevers — nigdy ci tego nie zapomnę. Teraz między nami na śmierć i życie!
Lagarder podał mu rękę. Książe przyciągnął go do siebie i pocałował.
— Bracie — przemówił znowu, — jeżeli będę żył, wszystko stanie się wspólnem między nami. Jeżeli umrę....
— Nie umrzesz! — przerwał Paryżanin.
— Jeżeli umrę — powtórzył Nevers.
— A więc, przysięgam na zbawienie mej duszy — zawołał ze wzruszeniem Lagarder, patrząc na dziecko, — będę jej ojcem!
Pozostali chwilę w uścisku. I nigdy chyba nie biły razem dzielniejsze od tych serca.
Wtem Lagarder wyrwał się z objęć księcia.
— Do szpad, — rzekł — oto oni!
W ciszy nocnej rozległ się głuchy łoskot. Lagarder i Nevers trzymali w prawicach gołe szpady. Lewe ich dłonie ściskały się wzajemnie.
Ciemności ożywiły się w powietrzu